 |
Prowincjonalny port niemiecki. Las masztów. U nas - nierealne. / fot. Jacek Kijewski |
|
 |
 |
Autor artykułu - Jacek Kijewski / fot. trojmiasto.pl |
|
 |
Żeglowanie to piękna sprawa. Wolność, horyzont, żywioł. Sprawdzenie siebie w trudnej sytuacji, przygoda, trochę ryzyka. Żeglarstwo morskie jest piękne, zwłaszcza, gdy ląd zostanie za rufą. Nim to jednak nastąpi, trzeba (przynajmniej w Polsce) przejść przez biurokratyczną mitręgę. Mitręga ta stanowi dla urzędników rację bytu, dla niektórych działaczy również źródło dochodów - pisze Jacek Kijewski, członek Rady Armatorskiej Stowarzyszenia Armatorów Jachtowych.
Restrykcje dotyczące żeglowania pochodzą z kilku źródeł. Przede wszystkim z ustawy o kulturze fizycznej i rozporządzenia ministra sportu, które wprowadzają tzw. patenty. Patenty nie są niczym nowym. Jest to rodzaj "prawa jazdy na jacht", jednak obowiązujący w Polsce system jest jednym z najbardziej restrykcyjnych w Europie.
Wiele krajów w ogóle nie stosuje patentów do jachtów o pewnej wielkości (Szwecja: do 12 m, UK: do 24 metrów, Holandia: na wszystko, co nie jest szybką motorówką, Niemcy: dopiero powyżej pewnej mocy silnika). Co nie znaczy, że tam patenty nie istnieją - są, dobrowolne, dla samopoczucia jego posiadacza, jego pozycji w środowisku i czasem dla ubezpieczenia.
Drugim źródłem restrykcji jest konieczność rejestrowania jachtów w Polskim Związku Żeglarskim (to tak, jakby rejestrować rowery w Polskim Związku Kolarskim... W dawnych czasach rejestrowano też kserokopiarki i maszyny do pisania). Kolejnym - konieczność przeglądu technicznego jachtu - rzecz w Europie stosowana rzadko, głównie wtedy, gdy jacht wykorzystywany jest do celów zarobkowych.
To wszystko powoduje, że polska flota jachtów morskich liczy niecałe 1 tys. jednostek (czyli tyle, ile mieści się w średniej wielkości marinie jachtowej na zachodzie). Co więcej, wielu armatorów ucieka pod obce bandery, z których najżyczliwszą jest bandera szwedzka, ale nie ma wielkich problemów z brytyjską, holenderską czy belgijską. Ciekawostka, że najstarszy polski żaglowiec "Norda" został "przeflagowany" do Belgii. Restrykcje te powodują też, że żeglarstwo jest zajęciem drogim i nie ma szans stać się tak masowym, jak na zachodzie.
Urząd Morski w Gdyni ogłosił na swojej stronie internetowej projekt nowego zarządzenia porządkowego wprowadzającego dodatkowe ograniczenia i wymogi na żeglarstwo.
Bez upoważnienia w aktach prawnych wyższego rzędu podzielił żeglarstwo na komercyjne, rekreacyjne i sportowe. Teraz np. szkolenie (niezbędne do zdobycia patentów) jest żeglarstwem komercyjnym.
Zarządzeniem tym UM wprowadza nowe wymogi dotyczące wyposażenia i załóg jachtów, poważnie je względem poprzedniego zarządzenia podnosząc. Np. jachty szkoleniowe (nawet te najmniejsze, 7-metrowe) będą musiały posiadać radar i radio UKF, ich załoga będzie musiała ukończyć specjalne kursy dla zawodowych marynarzy, a całość ma jeszcze obejrzeć Sanepid i Państwowa Inspekcja Pracy. Spełnienie wymogów oznaczać będzie wydatki nierzadko
przekraczające wartość jachtu, a często i niemożliwe do spełnienia.
Spowoduje to poważne utrudnienia dla żeglarzy, zarówno rekreacyjnych, jak i tych, którzy czasem wynajmują swój jacht lub zabierają kogoś w rejs (zarządzenie pozwala zabrać tylko "najbliższych", zatem przepadły czasy, gdy osoba z workiem na plecach staje na kei i pyta, czy może się dołączyć
do załogi). Praktycznie wyeliminuje to firmy, które organizowały rejsy lub zajmowały się wynajmowaniem jachtów, a co za tym idzie uniemożliwi to popłynięcie w rejs za nieduże pieniądze. To z kolei spowoduje gorsze warunki rozwoju w gminach nadmorskich.
Zarządzeniem tym UM prawdopodobnie próbuje uregulować sprawę używania kutrów rybackich i statków pasażerskich rejestrowanych jako jachty. Krótki przegląd rejestru PRS pozwala wskazać i pływające restauracje, i statki nurkowe, i wycieczkowce.
W tej formie zarządzenie bardzo boleśnie uderza w całe polskie żeglarstwo i z pewnością spowoduje, że część żeglarzy pływać będzie w Chorwacji, część w Niemczech, a u nas zostaną niedobitki. To wszystko w połączeniu z unijnym finansowaniem portów jachtowych, szlaków żeglarskich czy też przyjętymi zaleceniami UE mającymi ułatwiać życie żeglarzom powoduje spory dysonans.
Chciałbym zachęcić wszystkich do zapoznania się z projektem i wyrażenia swojej opinii (o którą prosi UM). Gdy zarządzenie to wejdzie w życie, będzie stanowczo za późno na protesty czy uzgodnienia.
Jest w interesie żeglarzy, by zadziałać jak najszybciej. W Trójmieście jest nas na pewno kilka tysięcy - nic o nas bez nas.
* Autor jest członkiem Rady Armatorskiej Stowarzyszenia Armatorów Jachtowych. SAJ jest organizacją zrzeszającą obecnie ok. 100 właścicieli jachtów, w większości morskich, i reprezentującą ich interesy. SAJ negatywnie ocenia omawiany projekt zarządzenia i wzywa do jego odrzucenia.
Autor: Jacek Kijewski
2007-02-28 - trojmiasto.pl /aktivpress.pl Szukaj w kategorii: Sporty wodne - Żeglarstwo
[ wersja do druku ] |